Myślę, że warto mieć świadomość tego, co tak naprawdę jest
nam w życiu potrzebne, a co zbędne... Co nas cieszy, a co denerwuje i
upokarza... I myślę, że warto dzielić się z innymi tym, co myślimy i czujemy...
Nie oznacza to jednak, że każda moja publikacja na tym blogu - jest moim
,,fochem". Należy traktować je z lekkim przymrużeniem oka...
Święto Babci i Dziadka już minęło, a więc mogę sobie do
woli wysnuwać swoje refleksje... Bo mam taką nadzieję, że kiedyś też będę
babcią. I może będę dostawała laurki od wnucząt, albo ,,laurki” od synowej czy
zięcia;) No bo taka jest rzeczywistość. A wynika ona między innymi z moich
obserwacji, jakie relacje zachodzą pomiędzy babciami czy dziadkami, synowymi i
jej dziećmi, czyli wnuczętami, a nawet własnymi dziećmi... No, to do rzeczy.
Trudno mi wyobrazić sobie sędziego, który uzasadniając
swój wyrok, z całej siły wali piąchą w stół, aby podkreślić siłę swoich
argumentów. Tym bardziej trudno
zrozumieć mi tych, którzy sędziami nie są, a ryzykują uszkodzeniem łapska uzasadniając
słuszność wydawania swojego wyroku. Jakiego? A chociażby za starość. Tak,
tak... Takich „rodzinnych sędziów” u nas na ,,pęczki”. Czy to syn, córka, czy to zięć czy synowa –
zdarza się i to dosyć często, że wydają bezlitosne wyroki swoim najbliższym...
Dreszcze przeszywają mi całe ciało
wzdłuż i wszerz, kiedy pomyślę, że kiedyś też będę pomarszczoną „ulęgałką”. Jedno
sprawiedliwe, że przynajmniej nikogo to nie minie. I nie wiem, jaki wyrok za to
dostanę? Już widzę wybałuszone ze złości ślepia synowych i podsuwane z litości
lekkostrawne kleiki na wodzie, w które wcześniej zdążyły napluć. To raczej chyba
z troski o cerę i talię osy;) Widzę też ich trząsce łapki, odbierające ostatni
grosz za dozgonną opiekę. I widzę też te ich smutne miny w momencie, kiedy ten
zgon za cholerę nie chce nadejść, pomimo ich codziennych starań i wieczornych
modłów do któregoś ze świętych z obrazka?! A w zasadzie to do ściany, bo
obrazki tych pobożnych życzeń jakoś nie chcą spełniać...
Tak szczerze mówiąc, to te moje
czarne myśli wynikają z wnikliwej obserwacji obecnej rzeczywistości. I w tym
przypadku raczej jestem optymistką, bo przecież niektórzy starzy ludzie
otrzymują od swoich najbliższych mnóstwo prezentów. Bo kiedy brakuje im sił –
to często właśnie najbliżsi pomagają im dostać się na „szczyt”, czyli ten najniższy,
gdzie kwiatki wącha się ,,od spodu”... I nie ważne czy przed ,,ową wyprawą”
pracowali jeszcze za trzech, czy byli na tyle niedołężni, że trzeba było ich na
ten ,,szczyt” popychać niemalże na siłę, nadeptując na przykład na wężyk
doprowadzający tlen do nosa...
W ostateczności są jeszcze
pensjonaty czy domy spokojnej starości. Tam najbliżsi potrafią okazać najwięcej
miłości i serca. Odwiedzają aż dwa razy w roku, najczęściej omijając rodzinne
święta, bo a nóż trzeba byłoby zabrać do domu niedołęgę? A podczas odwiedzin mówią
tak cicho, żeby ,,niedołęga” niczego nie usłyszała, bo szkoda kasy na zakup
aparatu słuchowego. Nie wspomnę już o skosztowaniu przyniesionego przez nich
owocu, bo akurat sąsiadka z pokoju obok pożyczyła sztucznej szczęki i nie zdążyła
oddać na czas odwiedzin... A więc, pozostaje ślinotok po kolana...
No i tak szczerze mówiąc takie
pensjonaty nie rozwiązują do końca problemów ludzi starych, bo męczy ich tam
chyba najbardziej ten brak kontaktu z najbliższymi... Ale najważniejsze, że mają tam przynajmniej
zapewnioną godną starość. Bez wyroku za nią, co w dzisiejszych czasach wcale
nie jest marginesem. Bez walenia piąchą w stół przez „rodzinnych sędziów” w
celu uzasadnienia swoich racji. Bez traktowania przez nich, jak zbędny i
bezużyteczny przedmiot. Bez plucia w zupki i kopania pod łóżko stojących w
nieładzie kapci. Tam przynajmniej biegają koło staruszków na paluszkach,
zabawiają różnorodną terapią zajęciową i troskliwie pielęgnują, bo każda
„emeryturka” – to zastrzyk zasilający opiekuńczą placówkę.
Ale to też oczywiście do czasu,
dopóki człowiek jest samodzielny i nie dostanie obustronnego zapalenia płuc.
No, bo wówczas poci się obficie, trzeba zmieniać koszule czy pidżamy, kąpać w
zimnej wodzie, a przy tym godzinami wietrzyć
pokój, bo zapach nie do wytrzymania...
I najsmutniejsze jest to, że najczęściej właśnie z tego powodu kończy
się troskliwa opieka w Domach Pomocy Społecznej, czy też Domach Spokojnej Starości... Z tego też
powodu całkowicie kończy się żywot ,,niedołęgi”.... Ale zawsze, nawet krótki
pobyt w tych placówkach jest chyba lepszy, aniżeli infantylizm „rodzinnych
sędziów”.
I tak zastanawiam się, gdyby
kiedykolwiek przyszło mi wybierać między jednym, a drugim, to naprawdę trudno
byłoby mi się zdecydować... Nie chciałabym doczekać ani wyroku za starość, w
postaci pośpiechu przy ,,wlewaniu” do ust miksowanej zupki, kopania kapci pod
łóżko, czułych słówek typu ,,zdychaj szybko”, ani też chyba lepić bałwanków z plasteliny w
domu spokojnej starości. Zdecydowanie wolałabym wcześniej i to samodzielnie,
bez niczyjej pomocy dostać się na ten najniżej położony „szczyt”...
Pięknie piszesz, aż łza się zakręciła. Jest tylko jedna prawda - wszyscy zmierzamy w jednym kierunku - świadomie lub nie. Nie my zdecydujemy kiedy nadejdzie chwila, gdy szczyt zdobędziemy. Więc żyjmy najpiękniej jak potrafimy :) :) :)
OdpowiedzUsuńWitaj...
OdpowiedzUsuńMasz dużo racji ....życie okrutne jest....ale w jednej sprawie się nie zgodzę do końca mianowicie jednak do tych aparatów widzisz nawet jak są kupione nie powiem za nie małą kasę mojemu dziadkowi mama kupiła jednak nie chciał chodzić my się denerwowaliśmy czemu i czemu.... podobny problem ma mój tata nie słyszy jak inni został znów kupiony nie powiem że mała kasa bo 6000 sporo i nadal jest problem bo to nie jest tak kupi się i słyszy owszem ale gdy gra telewizor gdy ktoś mówi inne tryby i tak jak to on określa i tak nie jest tak jakby się słyszało .....potem gdzieś w Warszawie znalazł klinikę co implant ....tyle że równowartość mieszkania ....wiec nie do końca nie jest tak że nie chce się kupić ....skoro mimo że grubą kasę płacimy i tak nie ma rozwiązania ....piszę po to abyś też popatrzyła na to z perspektywy tego że te aparaty i tak nie funkcjonują tak jak powinny!!!!!! a ten co nie miał go może o tym nie wiedzieć.
Marto, do życia z aparatem słuchowym trzeba się przyzwyczaić, a to łatwe nie jest, bo słyszy się zupełnie inaczej niż sprawnym uchem i dlatego nasi niedosłyszący rodzice czy dziadkowie choć aparaty mają, nie chcą ich nosić. Mój ojciec niemałą awanturę mi zrobił, bo on musi mieć aparat i już. I co? Założył może ze trzy razy i koniec. W sumie może to i lepiej, bo gdy ja ogłuchnę od oglądania telewizji w jego towarzystwie, to tylko na samą wkładkę się wykosztuję, a nie na cały sprzęt, bo ten będę miała jego. Z moją babcią jest dokładnie ten sam problem - aparat ma, a i tak nie nosi i przez to pół wsi "razem" z nią RM słucha.
Usuńojojoj!
OdpowiedzUsuńtemat tak głęboki , że od razu utopić się mozna
Niestety odpowiedzią na żłobki są domy starców.
To taki skrót myślowy ale jakże adekwatny.
Moja konstatacja, jest taka, że wszyscy ( poza nielicznymi socjopatycznymi wyjątkami) łakniemy tego kontaktu i bliskości na co dzień tylko nie mamy czasu jej doświadczyć i dać..
bo praca, bo jeszcze samochód... wypasiony TV...większe mieszkanie.... może dom....
a na końcu zostaje pustka...
Smutny, ale ważny temat.
OdpowiedzUsuńA czy może Ty z zawodu jakaś felietonistka jesteś ?
Moim zdaniem w Polsce zapomnieli o starszych ludziach, domy starców są opłakane od państwa można zapomnieć o pomocy. Ciągle słyszę, że dzieci są chore poszkodowane itp.
OdpowiedzUsuńWidzę tylko fundacje charytatywne dla dzieci a co ze starszymi ludźmi, poszli w nie pamięć.
To oni walczyli o wolną Polskę, walczyli na Ukrainie gdzie Polskie rodziny uciekały z Wołynia.
Ukraińcy żywcem mordowali naszych rodaków, to nasi dziadkowie wliczyli z faszyzmem, komunizmem. Gdzie jest ta wolna Polska, szacunek dla nich ...... liczy się tylko kasa, że teraz na stare lata muszą za wszystko płacić a dzieci chcą całą ich dorobek zabrać.
A k..... do roboty niech idą i walczą sami o swój byt a dziadkom niech dadzą święty spokój.
Przykre to jest ale taka jest prawda :(
Zawsze gdy przyjeżdżam do Polski na pierwszym miejscu jest moja Babcia, ona jest dla mnie najważniejsza w rodzinie. Dała życie mojej Mamie a Mama dała mi i że mogę wszystkiego doświadczać w moim życiu oraz zobaczyć. Dziadków już nie mam ale z miłą chęcią idę na cmentarz aby zapalić znicze. Więc mam tylko jedną Babci i nie chcę wyobrażać że odejdzie z tego świata. Mam wielki szacunek do starszych ludzi.
Dziękuję za ten post - pozdrawiam serdecznie.
Gosiu i znowu Twój post pokazał mi się z dwódniowym opóźnieniem. i to w dziwnym miejscu . Jest tylko na liście czytelniczej a na moim bocznym pasku z ulubionymi blogami go nie mam :-(
OdpowiedzUsuńDlatego jestem tu troche spóźniona. I powiem Ci że znowu poruszyłas bardzo ciekawy i kontrowersyjny temat. Ja podobnie jak Ty nie chciałbym kiedys staną przed dylematem co wybrać. Moi rodzice odeszli bardzowcześnie , więc moje dzieci babci nie poznały , a dziadk pamietają jak przez mgłe bo były jeszcze małe. Natomist drugich dziadków bardzo dobrze. Babcie odeszła 2 lata temu a moje dzieci się baly że nie zdążą dojechąc z Wrocławia przed jej śmiercią, przeżyły bardzo , mimo że teściowa prze oststnie 2 lata była juz tylko roślinką . Nikt nawet nie pomyślał, żeby ją oddać do domu starców. Miom że wszysyc bylismy bardzo zmęczeni opieką nad nią. Teść żyej do dziś jest w miare sprawny ale nikt w mojej rodzinie nie wyobraż sobie świąt czy niedzieli bez niego. I wiesz co myślę , że to jak dzieci traktują swoich z dziadków jest efektem tago jaki przykład dali im rodzice. Szacunek dla osob starszych kzształtuje sie w dzieciach praktycznie od urodzenia.
O... i znowu napisałm Ci drugi felieton :-)
Pozdrawiam i dziekuje za tą chilkę refleksji.
Gosieńko nie wiem jakie masz doświadczenia życiowe, no na pewno nie swoje bo babcią jeszcze nie jesteś. Ja myślę, że bardzo dużo zależy od naszego wychowania i od nas samych, od naszego charakteru. Ja kocham swoich Rodziców i kochałam swoich Dziadków. I do głowy by mi nie przyszło źle Ich traktować albo czekać na Ich śmierć. Mój Dziadzio na koniec przed śmiercią miał już straszną sklerozę, wszystko mu się mieszało, nie poznawał mnie, choć byłam Jego ulubioną wnuczką, był niedołężny. I tylko dlatego miałabym go źle traktować, bo się postarzał? Bo choroba na Niego weszła? I przekreślić te wszystkie wcześniejsze lata, gdzie mi okazywał wiele serca i dużo Mu zawdzięczałam? Ja sobie tego nie wyobrażam. Mnie rodzice wychowali dobrze, nauczyli mnie też szacunku dla starszych ludzi. Zresztą niech każdy, zanim takiego starszego człowieka wyzwie, przeklnie czy źle go potraktuje, zastanowi się czy sam też chciałby być na starość tak traktowany? Nigdy nie wiemy co na czeka, ale ja wierzę, że dobro powraca. I to co robię teraz zaowocuje tym co spotka mnie raz kiedyś.
OdpowiedzUsuńNie do końca się Gosiu z Tobą zgodzę - nie wszystkich nas czeka starość, a niedołężnym można stać się nawet w młodym wieku - z powodu choroby, czy wypadku, dlatego ja - singielka, od kilku lat powtarzam moim bliskim, że gdyby coś takiego mi się przytrafiło, to bez skrupułów mają mnie umieścić w placówce specjalizującej się w opiece nad takimi osobami. Dlaczego? Choćby dlatego że wiem, ile kosztowała moją babcię opieka nad swoją chorą teściową i nie chcę, by moi bliscy przechodzili przez to samo.
OdpowiedzUsuńPrzedstawiłaś też dość wyidealizowany obraz domu starców, ale uwierz mi, czasem takie miejsce i dla sprawnych staruszków jest piekłem. Co do traktowania zniedołężniałych rodziców czy teściów - podejście do nich wynosimy z domu rodzinnego, ale przy dobrych wzorcach taka opieka może być trudna, bo chorzy ludzie mają swoje humory i nieźle potrafią umilić życie swoim opiekunom. Wiem, co piszę, bo sama opiekuję się od kilku lat ojcem po udarze i uwierz mi, że konsekwencje udaru, czyli połowiczny niedowład, to w jego przypadku najmniejszy problem.