wtorek, 14 kwietnia 2015

Jak udomowić pupila?



Myślę, że warto mieć świadomość tego, co tak naprawdę jest nam w życiu potrzebne, a co zbędne... Co nas cieszy, a co denerwuje i upokarza... I myślę, że warto dzielić się z innymi tym, co myślimy i czujemy... Nie oznacza to jednak, że każda moja publikacja na tym blogu - jest moim fochem. Należy traktować je z lekkim przymrużeniem oka...



Felieton

Lubię wszystkie zwierzęta: koty, osły, barany itp. Ale najbardziej lubię psy. Są tak zabawne, że mogłabym przebywać z nimi godzinami. Ale są kobiety (nieważne czy jest mężatką, czy nie) które tylko od czasu do czasu opiekują się jakimś zwierzątkiem, czy też po raz pierwszy podejmują próbę oswajania go i uczenia... I ciekawe, czy zastanawiają się nad tym, jaki ciężar biorą na swoje barki?


Kiedy po raz pierwszy „pupil” trafia pod nasz dach (mam na myśli przybłędę) najczęściej często nie znamy rodowodu, ani jego poprzedniej właścicielki. A więc, nie wiadomo jak z nim postępować i do czego był przyzwyczajony, bo przecież nie posiada przy sobie życiorysu, ani też instrukcji „obsługi”.

Dlatego, tak na wszelki wypadek nie należy podnosić głosu, ani wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, by nie wlazł za szafę czy pod tapczan. Dlatego już od progu powinno przemawiać się do niego do niego łagodnym, ale stanowczym głosem.

Pierwsza noc jest zazwyczaj najtrudniejsza, ponieważ może pochlipywać i piszczeć, ale za nic na świecie nie można go brać pod swoją kołderkę, ani też dzielić z nim swego łoża, żeby się nie przyzwyczaił. Już po kilku dniach pobytu pupil przywiązuje się do miejsca, w którym spędził pierwszą noc. Czyli do kanapy i często z pilotem od telewizora w łapie, albo z gazetą. 

Gdy tylko poczuje burczenie w brzuchu, opuszcza legowisko i zaczyna buszować po kuchni. Pozostawia w niej po sobie brudne naczynia, na podłodze lepiące substancje usiane cukrem lub okruszkami pieczywa. Ale nie można go za to bić, bo ucieknie. Najlepiej samemu dawkować pokarm. Pochłonie wszystko, aby tylko było rzadkie i ciepłe, nie odrywając ślepi od ekranu telewizora.

Podobno zdarzały się przypadki, że „zwierzątka” nauczyły się jadać z talerza, a nie z rondla. Jedno jest pewne – pupile muszą regularnie dostawać jedzenie, bo wtedy szybciej się oswajają. Pielęgnacja pupila wymaga wielu starań i nieustannego nadzoru. Nikt, kto jeszcze nie miał go w domu, nie zdaje sobie sprawy, jaki obowiązek bierze na swoje barki zarówno w dni powszednie, jak i w święta.

Pierwszorzędną sprawą jest nowa garderoba, bo pupil za nic nie porzuciłby rozciągniętego podkoszulka czy wypchanych na kolanach portek. No chyba, że rozpadną się ze starości. Po zmianie garderoby na nową, pozostaje już tylko chwalenie, że wygląda nadzwyczaj uroczo... I bywa, że jedynym znakiem uznania za pielęgnację pupila jest ślad nieznanej nam szminki na jego nowiutkim kołnierzyku.

Ach, jeszcze sprawa osobistej higieny. Pierwszy kontakt z wodą jest najgorszy, ale z czasem można przyzwyczaić go do codziennej kąpieli. Gorzej jest z obcinaniem pazurków. Zwłaszcza na tylnych łapach. Można jednak nauczyć go, by robił to sam. Co prawda rzuci je na podłogę, ale nasze łydki po spędzonej wspólnie nocy nie będą wyglądały, jak po walce z bengalskim tygrysem.

Nasze pupile uwielbiają za to kosmetyki. Podkradają je ukradkiem z naszej półki, ujadając głośno, że zbyt duszący jest zapach lawendy... Ale to jeszcze pryszcz. Prawdziwe zaniepokojenie pojawia się wtedy, kiedy ubywa brokatowego pudru, pomadki do ust, a zwłaszcza kiedy zauważamy, że ktoś używał naszej, koronkowej koszulki...

Ale pomijając wszystko, najważniejsze jest przecież zdrowie naszego pupila. Nawet najdrobniejsze przeziębienie lub katar mogą być niebezpieczne w skutkach. Nie dla niego oczywiście, tylko dla nas. Wystarczy stan podgorączkowy albo lekkie skaleczenie i mamy w domu rozhisteryzowaną, konającą ofiarę, która wymaga od nas wysoko wyspecjalizowanej opieki medycznej, psychoterapii oraz zapewnień, że na pewno nie zdechnie?! Nadludzkim wysiłkiem woli i cierpliwości musimy przeżyć wariacje hipochondryków i wyzbyć się jakichkolwiek złudzeń, że gdy będziemy umierać na zapalenie płuc, ktoś poda nam szklankę wody.

Kiedy nacieszymy się już naszym pupilem, kiedy z ufnością zacznie jeść z naszej ręki, możemy zacząć wypuszczać go z domu. Ale trzeba być czujnym. Wprawdzie nie można go przykuć do kaloryfera, ani wszędzie mu towarzyszyć, ale od czego mamy komórki? Jak ma czyste sumienie i kocha, to sam melduje się średnio co godzinę, przynajmniej sms-em.

Martwić się należy wtedy, gdy zbyt długo „abonent czasowo jest niedostępny". Wtedy trzeba skrócić smycz, bo byłoby wielkim marnotrawstwem, gdyby naszego wypielęgnowanego ulubieńca używała jakaś ,,flądra". Ale do tego potrzebna jest odpowiednia tresura. Przede wszystkim powinna odbywać się w wieku szczenięcym, bo jeśli została zaniedbana w rodzinnym gnieździe, to nie mamy żadnych szans, żeby to zmienić. Nie musimy przecież od razu usypiać pupilka... W ostateczności można zmienić go na nowszy „model”. Można też oddać go w dobre ręce zołzowatej koleżanki, a w najgorszym przypadku porzucić w lesie...

Pupila nabywamy zazwyczaj w przekonaniu, że wypełni nam wolny czas. I tu następuje duże rozczarowanie, gdyż okazuje się, że w związku z jego posiadaniem nie mamy już wolnego czasu?! Jednym słowem gnuśniejemy do reszty... Niektóre „opiekunki” do przesady poświęcają się swoim pupilom, a efekt tej nadopiekuńczości kończy się zazwyczaj dramatem...

Bardzo ważne, żeby masz pupil miał w domu swoje miejsce, gdzie mógłby się schować i nie plątać się nam pod nogami. Najlepiej własny pokój z biurkiem pełnym nietykalnych świętości, ryczącym telewizorem, nietykalnym legowiskiem, gdzie mógłby drzemać, udając, że ciężko pracuje. Pamiętajmy, że nie wolno nam tam wchodzić bez potrzeby i bez pukania. Wkraczamy tam tylko w ostateczności, kiedy zaczyna brzydko pachnieć w mieszkaniu. Najlepiej w masce przeciwgazowej i w skafandrze do utylizacji radioaktywnych odpadów.

Nieuniknione jest, że prędzej czy później, pupil będzie się pchał do naszego łóżka, by choć na chwilę poczuć ciepło i bliskość. Później zacznie ściągać z nas kołdrę, rozpychać się i zrzucać na podłogę. Nie wspomnę już o chrapaniu prosto do naszego ucha i „przyklejaniu” się do ściany... A więc, jedyną korzyścią z pupila jest oszczędność na ogrzewaniu w okresie zimowym, bo wydziela dużo ciepła.

Zdarza się, że musimy zostawić naszego pupila samego w domu na kilka dni. Wówczas należy zabezpieczyć dosłownie wszystko. Kwiatki wynosimy do sąsiadki, papugę do rodziny, a oszczędności do banku. Zostawiamy pełną lodówkę i ogarnięte mieszkanie. Po powrocie zastajemy kosmiczny bałagan. Oddychamy z ulgą, bo jeśli byłoby posprzątane, to znak, że albo wcale nie spał w domu, albo ktoś mu pomógł zatrzeć ślady wiarołomstwa.

Ufff... To tyle ode mnie. Mam nadzieję, że po takiej instrukcji – da się udomowić każdego pupila, bez względu na to czy to pies, osioł czy też baran. Ale oczywiście uda się to tylko wówczas, kiedy pupil ma odpowiednią opiekunkę;)



 

11 komentarzy:

  1. No to Gosia ja chyba nie jestem dobrą opiekunką. Mój prawie 30 letni pupi by od poczatku bardzo oporny na udomowienie :-) Jedyny plus to taki , że nie lubi chodzic bez smyczy :-). Może trzeba wymienić na nowszy model ??
    Świetnie napisane, czytało się reweacyjnie a i uśmiałam się z rana po pachy.
    Masz jednak talent do tego pisania :-)
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  2. No to ja nie skromnie napisze, że jestem dobrą opiekunką, bo obaj moi pupile (dwu i czworonożny) są grzeczni, kochani i bardzo do mnie przywiązani :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gosieńko, poleciałaś "po bandzie", rewelacyjnie opisałaś to, co niejedna opiekunka przeżywa zajmując się czy to psem, kotem, czy swoim współtowarzyszem doli i niedoli. Nie uważam się za dobrą opiekunkę, ale też nie narzekam na swojego Pana. Trwa przy mnie " na dobre i na złe", a sam wyznaczył sobie odpowiednią smycz, ja nie ingeruję i jest mi z tym dobrze. Bardziej siebie przyrównałabym do pieska, który wymaga opieki, ale to ze względów na mój stan zdrowia, niż jakichś innych.
    Doskonale napisane, chociaż czasem nie wiadomo, o czym tak naprawdę się czyta.Mimo wszystko, zmusza do refleksji, jak to naprawdę w życiu jest.
    Pozdrowionka.)

    OdpowiedzUsuń
  4. święta prawda! ;-)

    jednakowoż ze skracaniem smyczy przesadzać nie należy bo zwierzątko, jak to zwierątko... wybiegac sie musi a za ktotka smycz go dusi... ;-)

    jednakowoż trza wykazać pewną dozę ostrożności
    i sprawować nadzór...
    coby w nieodpowiednią dziurę nie wlazł! ;-D

    OdpowiedzUsuń
  5. O kuczątko ,źrebiątko cóż za świetny felieton,jesteś w tym najlepsza.
    Kochana cóż ja mogę powiedzieć na ten temat.Mój szkodnik, bo tak go czasem nazywam nie daje się całkiem okiełznać i chodzi własnymi ścieżkami ,choć drogę do domu znajduje zawsze .W wielu kwestiach zgodzę się z Tobą ,nawet tych łóżkowych haha:)Mojego nie da się trzymać na smyczy ,więc ma wolną rękę ,ale nadzór i i kontrola zawsze w gotowości,bo nigdy nie wiadomo co takiemu do łba strzeli.

    Chyba wraca mi humor i pomału wracam do żywych.
    Idę dalej czytać Twe wypociny jak mnie nie było.
    Buziole :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały wykład. Miałam psa, owczarka niemieckiego. To był wspaniały pies, od szczeniaka bardzo ułożony choć nikt go nie układał. Taka bestia kochana była prze 13 lat. Tak byłam przywiązana do suni, że po jej odejściu nie mogę się zdecydować na drugiego pieska. Gosiu! bardzo mi się podoba ten napis Fochy Gochy. Czy to jakaś czcionka jest, czy Ty sama tak pięknie wszystko wyrysowałaś. Świetnie można byłoby zrobić banerek z tych sprytnie ułożonych literek. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha ha ha. Jak to miło pouśmiechać się na koniec męczącego dnia :)
    Mój to jakiś nietypowy ;) prawie całkiem bez smyczy lata samopas po całym kraju ;) ale zawsze na weekend wraca ;) pucuje się i czyści bardziej niż niejedna opiekunka. W porządkach pomoże. A i w chorobie lekkiej umierający nie jest... hmm jakiś wyjątkowy mi się trafił ;)
    Felieton rewelacja :) Więcej poproszę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak to bywa z naszymi pupilami, że trzeba o nich dbać. Przywiązują się do właściciela:) A jak zapodasz dwudaniowy obiadek, to za nic go nie da się na spacer wyciągnąć :D, no bo jak z pełnym brzuchem i trzeba czekać na "święta":)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się że opiekunka musi byc dobra to i pupil bedzie chodzil jak w zegarku. Z tą szkołą dla psów to by się wszystkim pupilom przydała,nauczą sie chodzic na luznej smyczy, naucza sie podstawowego posluszenstwa, skupiania uwagi na opiekunie....ale często niestety szkolenie trzeba zacząć od opiekuna.Zdwunoznymi pupilami jest to bardziej skomplikowane, najbardziej wyszkolona opiekunka niestety często nie daje rady w wychowaniu pupila...który bardziej osła przypomina lub barana własnie....Na fb myslałam,ze będzie naprawdę o psach,ha,ha,ha

    OdpowiedzUsuń
  10. Gosieńko, masz rację :) Spłakałam się, czytając, ale i porównując do znanych mi sytuacji z życia wziętych :)
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Gosiu masz niesamowity dar do pisania , a ja wszystko czytam z ogromną przyjemnością :)
    Pozdrowionka:) Kasia

    OdpowiedzUsuń

Jestem niezmiernie wdzięczna za każdy komentarz pozostawiony pod moim postem i zawsze składam rewizytę wszystkim obserwatorom, Wasze komentarze są dla mnie bardzo budujące,bo dzięki nim mój blog ma szanse na dalszy rozwój. Dziękuję...