Myślę, że warto mieć świadomość tego, co tak naprawdę jest nam w życiu potrzebne, a co zbędne... Co nas cieszy, a co denerwuje i upokarza... I myślę, że warto dzielić się z innymi tym, co myślimy i czujemy... Nie oznacza to jednak, że każda moja publikacja na tym blogu - jest moim fochem. Należy traktować je z lekkim przymrużeniem oka...
Napluć do kapelusza?
Wiele ludzi wciąż wierzy w moc przesądów. Obawiają się przejść pod drabiną,
bądź sądzą, że czarny kot przebiegający im drogę to zły omen. Niejedni też
uznają piątek trzynastego za dzień feralny, a trzynaste piętro za
niebezpieczne. Dla mnie nie ma nic bardziej idiotycznego? Wspomniane przesądy,
mimo że pozbawione racjonalnych podstaw są głęboko zakorzenione. Niektórzy
nawet twierdzą, że skłonność tę mamy zapisaną w genach. A przecież nie
odpukujemy w niemalowane drewno od urodzenia kopiąc nóżką w łóżeczko, czy
kołyskę i nie plujemy do kapelusza dziadka czy tatusia?
Uczymy się tego od innych, a raczej inni uczą nas tego sami. Swoim zachowaniem wręcz zmuszają nas do tego. Wiara w magię zaszczepiona jest w ludziach prawdopodobnie od dzieciństwa i wywiera wpływ jeszcze długo po tym, jak osiągną „emocjonalność” dorosłych. Zdarza się wszędzie – w pracy, w szkole, na ulicy, że zwyczajnie kichniemy. Wtedy znajomi, bądź zupełnie przypadkowi nieznajomi mówią nam: „ na zdrowie”. Odbieramy, że są to wyrazy zwykłej uprzejmości, a przecież kichanie nie jest oznaką zdrowia, a raczej symptomem zbliżającego się choróbska. Oczywiście pomijając alergików, którym z pewnością nie nadążylibyśmy życzyć zdrówka.
A więc, zauważyłam, że nie zastanawiamy się nad pochodzeniem tego
powiedzonka. Jednak ma ono swoje źródło w pewnym przesądzie. Wzięło się ponoć z
przekonania, że gdy człowiek kicha – uchodzi z niego dusza. Oj, gdyby
rzeczywiście sprawdzało się, a przede wszystkim gdybym wierzyła w nie,
życzyłabym co niektórym bezustannego kichania co najmniej przez tydzień. Albo np.w
trakcie egzaminu czy klasówki uczeń pisze jakimś tam długopisem i otrzymuje
wysoką ocenę. Potem uważa go za „szczęśliwy”. Tyle, że z czasem trzeba wymienić
w nim wkład, więc nie rozumiem co mogło przynieść mu szczęście? Oprawka, czy
ten cholerny wkład, w którym akurat skończył się tusz?
Albo temat z innej ,,beczki”: para nowożeńców po ślubnej ceremonii szarpie
się przed ołtarzem, kto kogo obróci na swoją stronę... Bo ponoć to „silniejsze”
będzie przez całe życie „górą”. Gówno prawda. Najczęściej po roku sielanki,
słabsze tłucze wałkiem do ciasta po łbie to silniejsze, a po dwóch latach
sakramentalne „tak” zamienia się w sądowe „nie, nie i jeszcze raz nieee!”.
Jeszcze inni, wracając się do domu po zapomnianą rzecz, siadają na chwilę
na krzesełku, po czym wychodzą z powrotem. Nie daj Boże, gdyby tak po ponownym
wyjściu znowu przypomniałoby im się, że jeszcze czegoś zapomnieli.
Wówczas, chyba nigdy nie dotarliby do
celu…
Jedni nie kryją faktu, że są przesądni, drudzy skrzętnie to ukrywają.
Podyktowane to jest zapewne obawą, że inni wezmą ich za głupców, z czym akurat
zdecydowanie się zgadzam. Dlatego swoje zabobonne praktyki nazywają zwyczajami.
Bez względu na to, jak to nazwiemy – trzeba przyznać, że przesądy są mocno
zakorzenione. I ludzie wierzą w nie zawsze z tych samych przyczyn. Zwłaszcza,
kiedy napotykają na sytuacje, nad którymi nie mają kontroli, a które ich
zdaniem zależą od szczęścia, bądź przypadku, bo dzięki przesądom czują się
bezpieczniej.
Ja jednak nie pozwolę, by kierowały moim życiem, bo nie mam pewności czy
nie poniosę znacznie większych konsekwencji. Zresztą, gwiżdżę na zabobony. Zastanawiam
się tylko, czy przesądni nie boją się czytać tego tekstu, bo pisałam go akurat
trzynastego... No i nie pomoże ani odpukiwanie w niemalowane drewno, ani plucie
do kapelusza... Chociaż ja osobiście, zwłaszcza
na to plucie mam dosyć często ogromną ochotę;)
Zabobony i przesądy towarzyszą ludzkości chyba od początku jej istnienia. Każdy współczesny homo sapiens ma ich świadomość i dokonuje wyboru, czy chce wierzyć, w co wierzyć. Zawsze jest na co zrzucić winę, jeśli coś nam się w życiu nie uda :)
OdpowiedzUsuńJa w to nie wierzę, zabobony nie są częścią mojego życia.
OdpowiedzUsuńJestem osobą zdeterminowaną aby działaś i przyciągać szczęście, zawsze to działa w moim przypadku:)Pozdrawiam serdecznie.
urzekła mnie ta wizja tłuczenia wałkiem do ciasta.... :-)
OdpowiedzUsuńto mówisz, że to trzeba było tak ze 2 lata po slubie.....kurczaki! spoźniłam się jakieś 20 lat! ;-)
Teraz już pewnie nie zadziała.....
( za wikipedią)
" Przesąd (zabobon) – bezpodstawna, uparcie żywiona i niewrażliwa na argumentację wiara w istnienie związku przyczynowo-skutkowego między danymi zdarzeniami. Wypływać ono może ze stereotypów zakorzenionych w tradycji i kulturze. Jest pozbawione racjonalnych podstaw i niemożliwe do weryfikacji.
Najczęściej jest pozostałością dawnego systemu wierzeń, uważanego za przestarzałe formy magii, przejawy ciemnoty i zacofania...
Nazwa zabobon pochodzi od tzw. bobonienia – niewyraźnego, mrukliwego sposobu wypowiadania słów przez wróżbitów w trakcie obrzędów kultowych...."
Czyli ciemnota z magią za pan brat
!
A generalnie chodzi o lenistwo!
Bo stereotypy, a do nich należą tez "zabobony", będące spontaniczną ludzką skłonnością do upraszczania świata zwalniają z myślenia!
Ot, człowiek...
Przyłączam się do grona traktujących zabobony z wielkim ostracyzmem.
Nie będzie mi tu ciemnota wieków średnich i echa dawnych religi moim życiem rządzić! :-)
pozdrawiam cieplutko
Zabobony, przesądy, nie rządzą moim życiem, to ja decyduję w co wierzę, mam przecież swój rozum i łeb na karku. Bardzo mądrze to wszystko napisałaś, a Dorotka w komentarzu świetnie dopowiedziała.
OdpowiedzUsuńWięcej takich przemyśleń Gosieńko nam serwuj.)
Oj piątek trzynastego to akurat całkiem niezły dzień - wtedy się urodziłam :) A tak prawdę powiedziawszy - ja akurat nie uważam się za osobę przesądną... Ale ale !! Jak tak szczerze i głęboko się zastanowię, to rzeczywiście nie raz zdarza mi się mimowolnie i bez zastanowienia "odczynić co nieco".... Ale podchodzę do tego raczej z humorem :)
OdpowiedzUsuńOdkąd kiedyś (czasy podstawówki się kłaniają)w piątek 13 przebiegł mi drogę czarny kot i w tym samym dniu dostałam aż 3 piątki,to nie wierzę w żadne gusła i zabobony ,bo to ściema jakich mało.
OdpowiedzUsuńNawet widząc kominiarza nigdy nie łapałam się za guzik a zakonnica z wiadrami też nie robiła na mnie szczególnego wrażenia.Zresztą jakoś na takową nigdy nie natrafiłam haha,ale sama myśl o tych tzw.pingwinach z kubłami wywołuje u mnie salwę śmiechu :)
Gosiu super felieton i fajnie,że się odezwałaś w takiej formie.
Buziole :)
O matko ile ja się tu nowych przesądów dowiedziałam o których pojęcia nie miałam? Ja na szczęście nie mam z tym żadnego problemu, nie wierzę w to i już. Co ma być to będzie. Trzynasty jest dla mnie zawsze szczęśliwy, czarny kot drogę przebiegł mi już nie raz i jakoś do tej pory żyję i jestem cała i zdrowa. Ja zawsze powtarzam, że te rzeczy spełniają się tylko tym, którzy w to wierzą. Tylko po co w takie zabobony wierzyć?....
OdpowiedzUsuńJa też w zabobony nie wierzę, a wręcz mnie rozśmieszają:) Ale że na zdrowie też wiąże się z zabobonami to nie miałam pojęcia...czarny kot przebiegł mi drogę kiedy jechałam na egzamin licencjacki i zdałam, pod drabiną przechodziłam nawet będąc w ciąży, a ponoć tego też nie można robić...A o szarpaniu się przed ołtarzem to nie słyszałam, ale musi to świetnie wyglądać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa tak samo w zababony nie wierzę, uważam że są płytkie i uwłaszczają inteligencjii człowieka. Piątek 13-nastego akurat dla mnie był szczęśliwy bo w ten dzień zdałam prawo jazdy. Najgorsze dla mnie jest wysyłanie łańcuszków beznadziejnych na portralach społecznościowych -tragedia dosłownie . Buziaczki Małgosiu Kochana
OdpowiedzUsuńFajny pościk zmontowałaś. W zabobony i przesądy nie wierzę, ale czasem miałabym ochotę niejednemu prostakowi napluć do kapelusza. Za chamstwo i wulgarność oczywiście. Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuń