niedziela, 28 lutego 2016

Muszę panować nad słownictwem



Obiecałam sobie zamieścić w tym tygodniu trzy posty. A, że niedziela zamyka ten tydzień, nie mogę być gołosłowna. Obiecałam też pokazać bransoletki, które ostatnio zrobiłam, więc tym bardziej muszę dotrzymać słowa. 

Teraz zajęłam się wielkanocnymi kartkami, ale w ogóle nie mam pomysłu na ich wykonanie. Tak sobie robię, bo robię... Nie lubię tych świąt, dlatego brakuje mi pomysłów. Ciągnie mnie do bransoletek, bo można sobie fajnie kombinować różne wzory. Chciałam wykonać prosty splot żeberkowy, ale jakoś nie mogę ,,załapać”... Supełki owszem, wychodzą mi, ale żeby zrobić najprostszy wzór – nie potrafię?! Bo wszystko mi się plącze, nie wiem, na którym sznureczku dalej wiązać te supełki i .... I więcej nic nie napiszę, bo muszę panować nad słownictwem. Ale jeszcze ,,rozgryzę” tę technikę.  Albo ona ,,zagryzie” mnie. Prędzej to drugie;)

Zresztą, dzisiaj od rana ma zły humor,  bo nic mi nie wychodzi ? Być może ta pogodowa huśtawka tak na mnie wpływa... Mój kiepski nastrój ma chyba nawet odzwierciedlenie w komentarzach, które dzisiaj zostawiłam u innych blogerek. No, ale nie będę rozpisywała się o nastrojach, bo każdego zapewne takie dopadają. Pokażę Wam te bransoletki i zabieram się za świąteczne kartki. Brrr... Pozdrawiam Was cieplutko;) 











środa, 24 lutego 2016

Z kwiatuszkiem na patyku



W tym tygodniu chyba wyrobię planowaną normę, czyli te trzy posty w tygodniu. No bo przecież obiecałam pokazać kolejne bransoletki, ale dzisiaj znowu ich nie pokażę, bo przecież luty dobiega  końca, a ja nie pokazałam pracy w kolorze cytrynowym, którą przygotowałam na wyzwanie u DANUSI

A więc dzisiaj będzie wyjątkowo krótko. Nie będę się rozpisywała, bo nie za bardzo mam o czym. A nawet, gdybym i miała o czym, to nie za bardzo mam dzisiaj czas i natchnienie... Nikogo zapewne nie zdziwi, że wykonałam obrazek, bo robi mi się je najszybciej. Cytrynowy podkład wykonałam z papierowej wikliny. Nie malowałam rureczek, bo papier był akurat w odpowiednim kolorze. I różyczki z zimnej porcelany też miałam już gotowe, bo zamiast robić na zimę zapasy w słoikach, to ja ,,miętoliłam” ciasto na kwiatki;)
Oprawiłam obrazek w rameczkę i praca gotowa. Myślę, że koloru cytrynowego jest aż za dużo, więc jestem spokojna, że organizatorka zabawy nie ,,przypnie” się do mnie;) 





 O! Zapomniałabym, że dzisiaj też zrobiłam pracę carvingową?! Wyszedł mi jakiś cytrynowy ludek, który niestety nie ma nazwy, ani imienia... No i z tego pośpiechu zapomniałabym odpowiedzieć na pytanie, czy lubię kolor cytrynowy? Nie! Nie lubię, a wręcz nie cierpię. Za to lubię wszelkiego rodzaju cytrynowe napoje. Oczywiście naturalne, a nie barwioną wodę;) No i na dzisiaj to tyle...  Myślę, że Stefania polubi mojego cytrynowego ludzika, który na powitanie poleci do niej z kwiatuszkiem na patyku;)




 

wtorek, 23 lutego 2016

Moje ,,koło ratunkowe"



Znowu opóźniam się z postami...  A zakładając bloga byłam pewna, że trzy razy w tygodniu zawsze będę w stanie coś opublikować? Dobrze, że za marzenia nie karzą, bo z ,,puchy” pewnie bym nie wyszła;) No, ale życie potrafi płatać figle i z moich planów ostatnio wychodzą ,,nici”. Znowu piszę o późnej porze, bo najpierw zajęłam się bransoletkami, których Wam dzisiaj nie pokażę, a potem zainteresowały mnie telewizyjne wiadomości dotyczące warunków zatrudnienia...  No niby korzystne dla tych, co mają umowy o pracę, ale to idealny temat na felieton, bo Polak ,,byzmesmen” zawsze znajdzie wyjście by rodaka ,,wyrolować”, więc nie będę go wplatała między bransoletki. Wątku ,,rolowania” rzecz jasna.

Bransoletki oczywiście dzisiaj pokażę, ale te, które zrobiłam wcześniej. Z góry zapowiadam, że żadnej rewelacji nie będzie, bo wciąż uczę się. A więc wybaczcie, że racjonalizatorskiego wynalazku nie wniosę. Może kiedyś...  Bardzo zafascynowały mnie te przeplatanki igłą. Nie będę tu operowała profesjonalnymi nazwami tej sztuki, bo nawet nie pamiętam i zapamiętać też mi się nie chce. No bo, po co mi te łamiące język nazwy? Wolę nauczyć się tych igiełkowych przeplatanek, bo dla mnie akurat nie nazwa jest ważna, ale wykonanie.

No i żeby nie nasze, chyba wszystkim znane KOŁO RATUNKOWE, zawsze gotowe do pomocy, pewnie prędzej połamałabym igły, albo pokaleczyła paluchy;) Głupio mi czasami dzwonić, ale co mam zrobić , jak mi supełek wychodzi w inną stronę?! A tak naprawdę... to najczęściej mi w ogóle nie wychodzi?! Łapię więc za telefon?! A tu słyszę, że  moje ,,koło ratunkowe” akurat ,,dzwoni „ łyżką w garnku, albo huczy blenderem... I ze stoickim spokojem tłumaczy mi co i jak?! A jeszcze ile ciekawostek dotyczących prawidłowego żywienia, leczenia etc. mi przekaże?. Gdzie w tych czasach znaleźć drugą taką osobę?! No jest taka druga, ale z innej ,,branży” i pewnie, jeśli chodzi o bransoletki odesłałaby mnie do diabła. Albo kazałaby mi malować porcelankę na wzór tej z Chodzieży;) Prawda ANULKO

No i już chyba zakończę to pisanie, bo dobrze wiecie, że jak zacznę, to nie mogę skończyć... Pokażę Wam swoje wcześniej zrobione bransoletki, a te dzisiejsze innym razem. Pozdrawiam gorąco wszystkich moich obserwatorów, a przede wszystkim nowe osóbki;) No i jeszcze ściskam mocno moje KOŁO RATUNKOWE;)








 


środa, 10 lutego 2016

Felieton


Myślę, że warto mieć świadomość tego, co tak naprawdę jest nam w życiu potrzebne, a co zbędne... Co nas cieszy, a co denerwuje i upokarza... I myślę, że warto dzielić się z innymi tym, co myślimy i czujemy... Nie oznacza to jednak, że każda moja publikacja na tym blogu - jest moim fochem. Należy traktować je z lekkim przymrużeniem oka... 





                                    Napluć do kapelusza?

Wiele ludzi wciąż wierzy w moc przesądów. Obawiają się przejść pod drabiną, bądź sądzą, że czarny kot przebiegający im drogę to zły omen. Niejedni też uznają piątek trzynastego za dzień feralny, a trzynaste piętro za niebezpieczne. Dla mnie nie ma nic bardziej idiotycznego? Wspomniane przesądy, mimo że pozbawione racjonalnych podstaw są głęboko zakorzenione. Niektórzy nawet twierdzą, że skłonność tę mamy zapisaną w genach. A przecież nie odpukujemy w niemalowane drewno od urodzenia kopiąc nóżką w łóżeczko, czy kołyskę i nie plujemy do kapelusza dziadka czy tatusia?

wtorek, 2 lutego 2016

Jestem taka Gosia samosia



Dzisiaj nie będę się rozpisywała, bo nie mam czasu. Mam ochotę na  tworzenie karteczek. I będę siedziała nad nimi nawet do rana, bo jutro wena może mnie już opuścić. Na razie zrobiłam trzy. I postanowiłam, że wykonam je własnoręcznie. Nie zajmuję się tylko i wyłącznie tą techniką, więc nie posiadałam gotowych elementów, które potrzebne mi były do wykonania akurat tych trzech karteczek. 

Potrzebny mi był kurczak, bałwanek i serduszko. Niewiele myśląc, chwyciłam za pędzel i farby, i szybciutko namalowałam kurczaka i cztery serduszka. Bałwanka wycięłam z kartonu, dokleiłam mu kapelusz, pasek i buty. Także te trzy kartki wykonałam samodzielnie. Bez korzystania z gotowych elementów. No, jedynie oczęta mają kupne;)

I te trzy karteczki zgłaszam do zabawy ANI, która w lutym wymyśliła karteczki z takimi elementami, których nie posiadam... Ale może i lepiej, bo przynajmniej przypomniałam sobie, jak się trzyma w ręku pędzel;) I przyznam szczerze, że poszło mi to zdecydowanie szybciej. Bo gdybym miała gotowe elementy, to grzebałabym w nich, wybierała, przykładała do kartek, co zajęłoby mi zdecydowanie więcej czasu. No i chyba zacznę sobie sama malować elementy do karteczek. Lubię tak kombinować... Lubię robić coś z niczego;) Bo ja jestem taka Gosia ,,samosia”;)