W dzieciństwie zawsze pasjonowały mnie bardziej zabawy chłopięce.
A to wdrapywanie się na na czubek drzewa, z którego zejść potem nie mogłam, a
to gra w piłkę nożną, a to zabawa w ,,strzelaninę” etc. Jednym słowem; zawsze lubiłam być w ,,męskim”
towarzystwie;) Nie znaczy to, że nie bawiłam się lalkami? Owszem. Przytulałam
je, czesałam, kąpałam, szyłam im ubranka – najczęściej z garderoby mojej Mamy,
co w końcowym efekcie nie było wcale zabawne;)
Moje lalki przechodziły nie tylko zabiegi pielęgnacyjne, ale
też operacyjne. Miały rozcinane brzuszki, potem zaszywane, przechodziły
operacje oczu, które kończyły się nieodwracalnym zezem lub zupełnym brakiem
gałki ocznej, bo,,chirurg” nie miał ani dostatecznej wiedzy, an i doświadczenia;)
No, ale nie wspomnienia z dzieciństwa miały tu grać
,,pierwsze skrzypce”, lecz mała, czterocentymetrowa psotnica;) To maleństwo
usiłowało wyczyniać w moim domu niesamowite rzeczy, lecz w porę udało mi się udaremnić jej wyczyny. I
to zupełnie przypadkowo? Bo najpierw ten ciekawski bobas wdrapał się na górę
filiżanki, by zobaczyć co tam jest w środku? Potem wdrapał się na
porcelanowego słonia, następnie dorwał ołówek i koniecznie chciał rysować, ale
ołówek okazał się za ciężki i pozostała tylko dziura w kartonie...
No nie?! Tego już za wiele – pomyślałam, kiedy zobaczyłam
małą psotnicę usiłującą wdrapać się na jeden z długopisów, a na dodatek o zmroku?
Ostatnim wyczynem była próba urządzenia sobie zjeżdżalni z rurek do napoi.
Miała chęć zjechać sobie po niej, jak po poręczy?! A ja tyle razy ..łamałam”
sobie głowę, kto tak psoci w moim domu?! I wreszcie udało mi się ,,ująć”
sprawczynię;)
Pomyślicie pewnie, że coś ze mną ,,nie tak”? Nie, nie... Wszystko
w porządku. Postanowiłam jedynie wziąć udział w fotograficznym wyzwaniu Art-Piaskownicy,
o tytule ,,przyłapani”, w którym chodzi właśnie o psoty zabawek;) A, że lubię
fotografować, to udało mi się zrobić parę ,,ujęć” i przyłapałam małą psotnicę
na kilku ,,gorących uczynkach”;) A teraz pokażę Wam jej poczynania w takiej
kolejności, w jakiej pisałam. Czyż nie jest słodka?
słodycze z szafki i robią
bałagan. Chwyćcie za aparat, przyczajcie się i przyłapcie je!"
Bardzo ciekawe zdjęcia, powodzenia;)
OdpowiedzUsuńJa też wolałam chłopięce zabawy. Najgorszą karą dla mnie było ubranie mnie w kieckę bo ciężko było chodzić po drzewach i krzakach. I muszę Ci powiedzieć że też torturowałam lalki- no może nie robiłam im operacji tylko wykręcałam im kończyny, spałam z samą głowa, wyrywałam im włosy itp. pozdrawiam
Małgosiu! zdjęcie laleczki ze słoniem jest rozbrajające a to filiżanką urocze. Pozdrawiam i powodzenia
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoja fantazja, a i pisanie interesujące. Mam cichutkie podejrzenie, że ta laleczka to część Ciebie. A jak ma na imię?
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i pozdrawiam.:))
hehe nie ma to jak dobra porcja humoru z rana :-) Ubawiłam się jak zawsze u Ciebie. Gosiu świetne fotki , i oczywiście świetnie napisane. Życzę Ci powodzenia w wyzwaniu i mam nadzieję , że jak wygrasz tą wielką pakę papierów tię podzielisz z koleżanką :-).
OdpowiedzUsuńA drzewa i płoty w dzieciństwie też zaliczałam w końcu miałam mlodszego brata, którego trzeba było pilnować :-)
Pozdrówka i buziaczki i miłego dnia życzę
No kochana ja też łobuziara od zawsze,tym bardziej że samych braci miałam i mam do tej pory.Między nami odbywały się prawdziwe bitwy ,co my nie robiliśmy ? chyba wszystko ,drzewa ,płoty,polowanie na dzikie kaczki ,ale z kamieniami,pływanie tratwą zbitą ze zwykłych desek ,oj wymieniać można bez końca.
OdpowiedzUsuńNie raz miałam nabitego guza,bo nigdy im się nie dawałam ,musiałam przecież się bronić w końcu ich było aż 4 .
Jednak dziś nasze kontakty są zupełnie inne,,bardzo dobre ,bez bitew ,choć psoty czasem się nam włączają ,ale damy sobie rękę uciąć jeden za drugiego .No dobra koniec wywlekania rodzinnych spraw ,bo tu fotki mam ocenić .
Świetnie je sobie wykalkulowałaś,bobas wlezie wszędzie jak widać .
Powodzenia w wyzwaniu
Buziaki wtorkowe :)
Jesteś niesamowita w swoich pomysłach :) :) Rewelacyjne zdjęcia psotki :) Pozdrawiam Serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia świetne- szczególnie to z filiżanką jest super, bo genialnie obrazuje wielkość laleczki :) Ja w dzieciństwie bawiłam się raczej lalkami, chociaż miałam ciągoty do samochodów :) Pamiętam jak z koleżankami szyłyśmy ubranka dla lalek, ale moją specjalnością było fryzjerstwo - uwielbiałam czesać lalki barbie, chociaż lalki nie zawsze wyglądały jak po wizycie w profesjonalnym salonie:D To czesanie zostało mi chyba do dzisiaj -uwielbiam pleść warkocze, kłosy i inne takie i często męczę w tej kwestii siostrę jak tylko mam możliwość :) Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, super post. Byłaś chłopczycą w dziewczęcej skórze, zresztą nie Ty jedna, bo większość moich przedmówczyń do tego się przyznała. Mnie też nie brakowało głupich pomysłów do robienia sobie i innym psikusów, ale jako najstarszej z rodzeństwa musiałam szybko wydorośleć i zachowywać poważnie. Wolałam siedzieć na drzewie, z książką na kolanach, mając baczenie na rozrabiające młodsze rodzeństwo, niż później wysłuchiwać, czemu ich nie dopilnowałam.
OdpowiedzUsuńA tak wracając do małej rozrabiaki; gdzie żeś Ty kobito tę laleczkę wysłała, na takie swawolenie bez nadzoru. Ciesz się,że ona nie z porcelany; a może jednak; bo szkoda by było ją stracić, a ja tak kocham lalki, wszelakiego typu.
Na przyszłość, troszkę spauzuj, daj wytchnienie tym, którzy bywali i bywają grzeczni, dobry przykład płynie z góry, czyli od starszych, a Ty wiecznie młoda, to może Ci ujdzie jakoś w tłoku.
Pozdrawiam bardzo cieplutko.)
Małgosiu laleczka jest niesamowicie maleńka. Skąd Ty ją wytrzasnęłaś. Zdjęcia i pomysły na nie wspaniałe. Tekst? Jakbym widziała siebie w dzieciństwie. Mam starszych braci, z którymi dokazywaliśmy ile wlezie. Oj działo sie wówczas działo. Skoki ze spadochronem z szafy biły rekordy (głupoty również), ale niejedno krzesełko straciło wówczas nogi. Hehehe, jak dziś wspominamy to ryczymy ze śmiechu. Pozdrawiam cieplutko i zyczę powodzenia.
OdpowiedzUsuńhaha niesamowita laleczka:) super sesja zdjęciowa:) no cóż ja grałam w piłkę z chłopakami:)
OdpowiedzUsuńHo ho, kto z nas nie zaliczył w dzieciństwie jakiegoś drzewa, płotu czy jeszcze innych gorszych miejsc :) Ja mam starszego brata, więc wszędzie za nim wlazłam, gdzie On, tam i ja, no przecież nie będę gorsza... :)
OdpowiedzUsuńTwoja psotnica niezła, takie żywe srebro mieć w domu, które wszędzie wlezie i wszystko ruszy, to ja współczuję :) Dobrze, że już ją namierzyłaś, teraz tylko pilnować, żeby znów gdzieś się nie schowała w kąt :)
hmm... to ja juz wiem kto mi robi bałagan w chałupie!
OdpowiedzUsuńa to małe dranie! ;-D
Niezła ta psotnica:) Czytałam w napięciu o kogo chodzi i w życiu bym nie zgadła :) Świetny tekst i zdjęcia, zwłaszcza z filiżanką i na słomce:)
OdpowiedzUsuńTeż byłam małą chłopczycą...drzewa, błotko i te sprawy...oj to były czasy:)